poniedziałek, 12 maja 2008

Dz 9, 20-31

20 Jakiś czas spędził z uczniami w Damaszku i zaraz zaczął głosić w synagogach, że Jezus jest Synem Bożym. 21 Wszyscy, którzy go słyszeli, mówili zdumieni: «Czy to nie ten sam, który w Jerozolimie prześladował wyznawców tego imienia i po to tu przybył, aby ich uwięzić i zaprowadzić do arcykapłana?» 22 A Szaweł występował coraz odważniej, dowodząc, że Ten jest Mesjaszem, i szerzył zamieszanie wśród Żydów mieszkających w Damaszku. 23 Po upływie dłuższego czasu3 Żydzi postanowili go zgładzić. 24 Szaweł dowiedział się o ich zamiarach. A strzegli bram we dnie i w nocy, aby go zgładzić. 25 Uczniowie więc spuścili go nocą w koszu na sznurze przez mur4 i wyprawili. 26 Kiedy przybył do Jerozolimy, próbował przyłączyć się do uczniów, lecz wszyscy bali się go, nie wierząc, że jest uczniem. 27 Dopiero Barnaba przygarnął go i zaprowadził do Apostołów, i opowiedział im, jak w drodze [Szaweł] ujrzał Pana, który przemówił do niego, i z jaką siłą przekonania przemawiał w Damaszku w imię Jezusa. 28 Dzięki temu przebywał z nimi w Jerozolimie. 29 Przemawiał też i rozprawiał z hellenistami5, którzy usiłowali go zgładzić. 30 Bracia jednak dowiedzieli się o tym, odprowadzili go do Cezarei i wysłali do Tarsu.
31 A Kościół cieszył się pokojem w całej Judei, Galilei i Samarii. Rozwijał się i żył bogobojnie, i napełniał się pociechą Ducha Świętego.

3 komentarze:

Staszek Krawczyk pisze...

Staszek:


Przypis w Biblii Tysiąclecia odsyła nas do Ga 1, 17. Dowiadujemy się stamtąd, że Szaweł prosto z Damaszku udał się... do Arabii. Głos Pana poprowadził go zatem w miejsce całkowicie obce, a może i wrogie. Ale posłuszeństwo Szawła dorównało sile wiary Abrahama, który także na Boże wezwanie opuścił swoje rodzinne strony, aby wyruszyć w daleką, bardzo daleką podróż. Dlatego Szaweł powrócił bez szwanku, może nawet silniejszy wiarą niż przedtem.

A silna wiara była mu z pewnością bardzo potrzebna, by pokonać zwątpienie, które mogło go ogarnąć po przybyciu do Jerozolimy. Czytamy
bowiem, że "próbował przyłączyć się do uczniów, lecz wszyscy bali się go, nie wierząc, że jest uczniem". Trudno się zresztą dziwić:
wyobraźcie sobie, że do Waszego domu przychodzi Osama bin Laden, stwierdzając, że się nawrócił, i prosząc (na przykład) o gościnę. Czy ktokolwiek by mu uwierzył?

Apostoł pogan znalazł się zatem w nadzwyczajnie trudnej sytuacji. Pomyślmy: na pewno bardzo mu zależało na dołączeniu do wspólnoty, której wielu członków osobiście znało Chrystusa. Sam Szaweł, jak dziś sądzimy, nigdy samego Jezusa nie spotkał. Poza tym pierwszy Kościół w Jerozolimie był czymś naprawdę niezwykłym, dziś dla nas prawie niewyobrażalnym — i chyba każdy chrześcijanin na miejscu Szawła czułby głęboki ból z powodu wspomnianego w Biblii odrzucenia.

Finał tej sprawy jest jednak zupełnie niesamowity. Oto nie mamy żadnych wiadomości o cudach czy znakach, jakich miałby dokonywać Szaweł, by potwierdzić swoje posłannictwo. Wystarcza samo słowo
Barnaby. Aby sobie uzmysłowić, jak wielkie zaufanie musieli mieć pierwsi chrześcijanie do siebie nawzajem, wystarczy zwrócić uwagę na to, że nie mogąc już działać tak jawnie jak niegdyś, byli z pewnością zmuszeni do ukrywania się przed Sanhedrynem. Jeśli w ich gronie znalazłby się zdrajca, to konsekwencje mogłyby być katastrofalne. A jednak zaufali Barnabie. Owszem, Barnaba był ważną postacią w gronie uczniów Chrystusa, ale Szawła uważano (nie bez powodu!) za naprawdę groźnego prześladowcę chrześcijan. Przykład bin Ladena pozostaje w mocy. Jak ogromna zatem musiała być miłość w pierwszym Kościele! Jak niezwykłe zaufanie!

Właśnie dzięki tej miłości i zaufaniu Kosciół mógł "cieszyć się
pokojem w całej Judei, Galilei i Samarii". Właśnie dzięki nim mógł się napełniać pociechą Ducha Świętego.

Staszek Krawczyk pisze...

Piotrek:


Przeszłości nie można już zmienić. Nie można też zapomnieć o przeszłości, gdyż wtedy traci się tożsamość. Zapomnieć nie, ale można wybaczyć. Można nawet zyskać odkupienie.



Nawrócenie Szawła to wielki znak nieograniczonych możliwości Boga. Nawet największy grzesznik może, się nawrócić. To doświadczenie na pewno legło u podstaw myśli św. Pawła (każdy może przystąpić do wspólnoty). Znak ten musiał wywołać skrajne emocje u ówczesnych ludzi. Wielu zapewne się nawróciło (Kościół się rozwijał). Inni się dziwili. Niektórzy mieszkańcy Damaszku postanowili nawet zgładzić Apostoła.



Po spektakularnej, nocnej ucieczce św. Paweł udał się do Jerozolimy. Apostołowie z początku nie chcieli go przyjąć (czy nie powinni poznać swego?) i żywili słuszne obawy.

Św. Paweł musiał mieć wielką odwagę. (Z drugiej strony był świadom, ile musi zrobić, by odkupić swoje winy). Dobrą Nowinę głosił nawet pośród tych, którzy nie darzyli go zbytnią sympatią (helleniści powzięli wręcz zamiar zgładzenia św. Pawła). To bracia apostołowie wyprowadzili go z Jerozolimy do Cezarei.



Zdaje się jednak, że wszelkie animozje po pewnym czasie ucichły, gdyż: [Kościół] Rozwijał się i żył bogobojnie i obfitował w pociechę Ducha Świętego.





PS: Warto zadać sobie pytanie, dlaczego ktoś ciągle czyhał na życie apostoła narodów. Przecież chrześcijaństwo rozwijało się od dłuższego czasu, a za pierwszą dużą reakcję przeciw chrześcijanom odpowiadał właśnie Szaweł! Możliwe, ze wiąże się to ze zmianą status quo. Skoro nawet zagorzali wrogowie chrześcijan się nimi stawali. Pewnikiem to część środowiska dawniej związanego z Szawłem. Ale jak w tym kontekście rozumieć zachowanie hellenistów?

Staszek Krawczyk pisze...

Wojtek:


Raz jeszcze widzimy, jak pierwsi chrześcijanie wystawieni są na próbę wiary. Tak, jak wcześniej Ananiasz, wielu chrześcijan musi zaakceptować nowego Szawła. I słusznie się dziwią: "Czy to nie ten sam, który w Jerozolimie prześladował wyznawców tego imienia i po to tu przybył, by związać ich i zaprowadzić do arcykapłanów?". Podobnie dziwili się Nazaretańcyczy, widząc Jezusa innym niż go znali na co dzień, "i powątpiewali o nim" [Mt 13, 55]. Szaweł natomiast pokazał swoimi czynami, że istotnie przemienił się, umarł dla świata i narodził się do nowego życia w Chrystusie. Jak mogli odebrać to chrześcijanie w Damaszku? Myślę, że było to dla nich wielkie świadectwo wiary i lekcja ufności w Bożą wszechmoc i zamysł. Podobnie jak w przypadku Ananiasza to, co zdawałoby się niemożliwe, staje się rzeczywiste — największy prześladowca zostaje żarliwym głosicielem Imienia Bożego. Bóg z nami, któż przeciwko nam?

Sytuacja powtarza się w Jerozolimie. Chrześcijanie boją się tego, który tylu ludzi uwięził i oddał arcykapłanom. Czy nie był czasem fałszywym nawróconym, który pozornie przemawia w imię Chrystusa po to, by dostać się bliżej Apostołów i zadać tym dotkliwszy cios chrześcijanom? Potrzebne było świadectwo Józefa Barnaby, tego, który wcześniej niemal stał się apostołem.

Chrześcijanie bali się Szawła. Ale Szawła już nie ma. Jest natomiast Paweł, odważny głosiciel Chrystusa. Może taki jest sens przebaczenia, by zobaczyć w tym, kto nas o nie prosi, nowego człowieka? Może na tym polega wspólnota Kościoła, że wszystkich jej wiernych postrzegamy przez jedność w Chrystusie teraz, nie zaś przez przeszłość, która już odeszła?