niedziela, 18 maja 2008

Dz 11, 19-30

19 Ci, których rozproszyło prześladowanie, jakie wybuchło z powodu Szczepana, dotarli aż do Fenicji, na Cypr i do Antiochii4, głosząc słowo samym tylko Żydom. 20 Niektórzy z nich pochodzili z Cypru i z Cyreny. Oni to po przybyciu do Antiochii przemawiali też do Greków i opowiadali Dobrą Nowinę o Panu Jezusie. 21 A ręka Pańska była z nimi, bo wielka liczba uwierzyła i nawróciła się do Pana.
22 Wieść o tym doszła do uszu Kościoła w Jerozolimie. Wysłano do Antiochii Barnabę. 23 Gdy on przybył i zobaczył działanie łaski Bożej, ucieszył się i zachęcał wszystkich, aby całym sercem wytrwali przy Panu; 24 był bowiem człowiekiem dobrym i pełnym Ducha Świętego i wiary. Pozyskano wtedy wielką liczbę [wiernych] dla Pana. 25 Udał się też do Tarsu, aby odszukać Szawła. 26 A kiedy [go] znalazł, przyprowadził do Antiochii i przez cały rok pracowali razem w Kościele, nauczając wielką rzeszę ludzi. W Antiochii też po raz pierwszy nazwano uczniów chrześcijanami5.
27 W tym czasie właśnie przybyli z Jerozolimy do Antiochii prorocy6. 28 Jeden z nich imieniem Agabos przepowiedział z natchnienia Ducha, że na całej ziemi nastanie wielki głód. Nastał on za Klaudiusza7. 29 Uczniowie postanowili więc, że każdy według możności pośpieszy z pomocą braciom, mieszkającym w Judei. 30 Tak też zrobili, wysyłając [jałmużnę] starszym przez Barnabę i Szawła.

3 komentarze:

Staszek Krawczyk pisze...

Wojtek:


"Ręka Pana była z nimi", pisze Łukasz o uczniach, którzy nauczali Greków o Chrystusie. To błogosławieństwo pomagało zapewne przezwyciężyć bariery symboliki kultury i tradycji żydowskich, w które wpisane było nauczenie Jezusa. Dlatego właśnie Barnaba nie napomina ani nie reorganizuje wspólnoty. Widzi, że natchnienie zesłane Grekom dokonało się z ręki Bożej, gdzież więc by on — człowiek — miał wciskać swoje trzy grosze? Zamiast tego po prostu utrwala i umacnia to, co zaczął Bóg. I takie jest zadanie Apostołów i uczniów w ogóle — to, co zaczął Bóg, dopełniać, powiększać. Ale nigdy ulepszać — cóż może być bowiem lepszego od dzieła samego Boga? Od tego, co bierze się z natchnienia Ducha Świętego?

Takie zadanie stoi też chyba przed każdym z nas, którzy możemy nazywać się dziećmi Bożymi — nie zmieniać świata pod swoją wizję, ale jako słudzy dopełniać czy szerzyć to, co pochodzi od Boga. Posłuszeństwo, pokora, służba — te cnoty powinny zawsze towarzyszyć odwadze, jaka jest potrzebna do życia w Chrystusie, z Chrystusem i przez Niego.

Staszek Krawczyk pisze...

Staszek:


Ci spośród chrześcijan, którzy pochodzili z Jerozolimy, głosili Dobrą Nowinę wyłącznie Żydom. Natomiast uczniowie, którzy byli w mniejszym stopniu zakorzenieni w kulturze judaistycznej — Cypryjczycy i Cyrenejczycy [1] — "przemawiali także do Greków", a zatem pogan, takich samych jak Korneliusz.

To zastanawiające.


I druga sprawa. Wierni z Antiochii zostają nawróceni. A jakiś czas potem do Judei przychodzi wielki głód. Wtedy nowi uczniowie Pana (Antiochia Syryjska, jak informuje przypis Biblii Tysiąclecia do Dz 11, 19, była podówczas bardzo zamożnym miastem) postanawiają pomóc swoim starszym braciom w wierze. To jest ich własna decyzja — tym ważniejsza dla nas, współczesnych, że antiocheńczycy wysyłają pieniądze i dary ludziom, których w ogóle nie znają.

A my? Czy umiemy się modlić także za tych, których nie znamy? Czy umiemy ich wspomóc serdecznością, uśmiechem, własnym czasem, po prostu gestem dobrej woli? A jeśli trzeba (szczególnie w wypadku tych, których może nigdy w życiu nie zobaczyliśmy i nie ujrzymy — tak jak było z antiocheńczykami i mieszkańcami Jerozolimy), to ofiarą z tego, co mamy, co nam zostało dane przez Boga? Cóż bowiem masz, czego byś nie otrzymał?

Wspólnota, która ma być wspólnotą miłości, musi być czasem wspólnotą poświęcenia. Nie tylko dla przyjaciół — bo jakaż w tym wtedy nasza zasługa? — ale też na rzecz tych, których nie znamy.

Na świecie, ale i w naszym najbliższym otoczeniu, jest wielu maluczkich. Pamiętajmy, komu tak naprawdę czynimy to, co im czynimy.



[1] Właśnie z Cyreny pochodził Szymon, ten, którego zmusili żołnierze, aby pomógł Jezusowi nieść krzyż. Myślę, że warto sobie o tym przypomnieć, a może nawet poszukać Cyreny na mapie (obszar na zachód od Egiptu), aby po pierwsze: uzmysłowić sobie, jak znaczący był już wtedy zasięg młodego chrześcijaństwa, a po drugie: że to wszystko rzeczywiście się działo. Wśród ludzi z krwi i kości, w realnych miejscach, które można zobaczyć, których można dotknąć, gdzie można chodzić po tej samej ziemi, słuchać tego samego morza. To nie jest mit, ale prawdziwa historia; jeżeli wierzymy Bożemu Słowu, to powinniśmy zdawać sobie z tego sprawę.

Staszek Krawczyk pisze...

Piotr:


Łukasz Ewangelista przenosi nas tym razem do Antiochii Syryjskiej, najbardziej wysuniętej na południe części półwyspu Azja Mniejsza. Prześladowania, zaczęte jeszcze przez Szawła, musiały być bardzo dotkliwe i budzić postrach, skoro niektórzy uciekali aż tak daleko.



Po Barnabie (i św. Pawle) do Antiochii Syryjskiej przybyli także prorocy. W przypisie możemy przeczytać, że są to tzw. charyzmatycy. Czyli ludzie, którzy napełnieni zostali Duchem Świętym i otrzymali co najmniej jeden z darów, a mianowicie dar prorokowania.

Proroctwa nie muszą wcale dotyczyć przyszłości, stanowią one wiadomość przesłaną przez Boga (ustami charyzmatyków) ludowi. W przypisie można zauważyć odwołanie do Pierwszego Listu do Koryntian. Św. Paweł mówi w nim: „Ten zaś, kto prorokuje, mówi ku zbudowaniu ludzi, ku ich pokrzepieniu i pociesze”(1 Kor. 14, 3).



Ich rola zatem jest wyznaczona przez samego Boga. Dlatego też apostołowie wchodzą z nimi we współprace i podejmują działanie mające zapobiec skutkom nieurodzaju.

Charyzmatycy to nie, jak mogłoby się zdawać, relikt przeszłości. Można ich spotkać i dziś choćby na mszach o uzdrowienie. Kiedyś charyzmatycy ogłaszali wiadomości ludowi. Dlaczego dziś tego nie czynią?

Może to nasze serca są zbyt zatwardziałe na ich głos?