piątek, 9 maja 2008

Dz 8, 25-40

25 Kiedy dali świadectwo i opowiedzieli słowo Pana, udali się w drogę powrotną do Jerozolimy i głosili Ewangelię w wielu wioskach samarytańskich. 26 «Wstań i idź około południa na drogę, która prowadzi z Jerozolimy do Gazy5: jest ona pusta» - powiedział anioł Pański do Filipa. 27 A on poszedł. Właśnie wtedy przybył do Jerozolimy oddać pokłon Bogu Etiop, dworski urzędnik królowej etiopskiej, Kandaki6, zarządzający całym jej skarbcem, 28 i wracał, czytając w swoim wozie proroka Izajasza. 29 «Podejdź i przyłącz się do tego wozu!» - powiedział Duch do Filipa. 30 Gdy Filip podbiegł, usłyszał, że tamten czyta proroka Izajasza: «Czy rozumiesz, co czytasz?» - zapytał. 31 A tamten odpowiedział: «Jakżeż mogę [rozumieć], jeśli mi nikt nie wyjaśni?» I zaprosił Filipa, aby wsiadł i spoczął przy nim. 32 A czytał ten urywek Pisma:
Prowadzą Go jak owcę na rzeź,
i jak baranek, który milczy, gdy go strzygą,
tak On nie otwiera ust swoich.
33 W Jego uniżeniu odmówiono Mu słuszności.
Któż zdoła opisać ród Jego?
Bo Jego życie zabiorą z ziemi7.
34 «Proszę cię, o kim to Prorok mówi, o sobie czy o kimś innym?» - zapytał Filipa dworzanin. 35 A Filip wychodząc z tego [tekstu] Pisma opowiedział mu Dobrą Nowinę o Jezusie. 36 W czasie podróży przybyli nad jakąś wodę: «Oto woda - powiedział dworzanin - cóż przeszkadza, abym został ochrzczony?» (37 8) 38 I kazał zatrzymać wóz, i obaj, Filip i dworzanin, zeszli do wody. I ochrzcił go. 39 A kiedy wyszli z wody, Duch Pański porwał Filipa i dworzanin już nigdy go nie widział. Jechał zaś z radością swoją drogą. 40 A Filip znalazł się w Azocie9 i głosił Ewangelię od miasta do miasta, aż dotarł do Cezarei9.

3 komentarze:

Staszek Krawczyk pisze...

Wojtek:


Filip nie miał trudnego zadania — urzędnik nie tylko czytał Izajasza, ale pragnął jeszcze poznać prawdę o tym, kogo dotyczyło proroctwo. A później poprosił nawet o chrzest. Scenariusz niemal filmowy. Ale czy na pewno? Zauważmy jednak, że tak naprawdę najważniejsza część tego zdarzenia rozgrywa się jeszcze przed spotkaniem Filipa i urzędnika. Jest nią próba wiary, jaką musi przejść Filip.

"Wstań i idź [...] na drogę prowadzącą z Jerozolimy do Gazy", powiedział Duch Święty. A Filip poszedł.
"Podejdź i przyłącz się do tego wozu", powiedział znów Duch. A Filip podbiegł.

Spróbujmy wczuć się w sytuację Filipa — oto nagle słyszy, że (zapewne) wewnętrzny głos każe mu iść na pustą drogę. I Filip nie mówi: "Po co?", "kiedy?", "na którym miejscu tej drogi mam się stawić?" czy "może później, teraz jestem zajęty". Po prostu idzie — teraz i tutaj. Nie pyta, nawet jeśli w duchu zastanawia się nad sensem tego, co robi. Nie kwestionuje, bo chociaż sam nie rozumie, to ufa Bogu, ufa, że Bóg wie, co robi. Sytuacja powtarza się raz jeszcze, tym razem już wobec osób trzecich. Filip biegnie do powozu. Nie zastanawia się, co będzie potem, o czym będzie mówił, czy i jak wytłumaczy swoją obecność tutaj. Znowu ufa, że Pan o to wszystko się zatroszczy za niego. Ufa, że nie zawiedzie się w swoim posłuszeństwie. I ta wiara sprawia, że rzeczy istotnie idą po Bożej myśli. Filip w pewnym sensie wyłączył swoje ego, oddał się w opiekę Bogu. Dzięki temu nie miał trudnego zadania.

A czy my potrafimy słuchać głosu Boga? Czy potrafimy go w ogóle słyszeć? Nie jest łatwo zastąpić to wszystko, czym nasze "ja" codziennie nas karmi, i w zamian dopuścić do głosu Ducha Świętego. Nie jest łatwo. Ale na pewno warto.

Staszek Krawczyk pisze...

Staszek:


Niezwykła to opowieść. Rozpocznijmy jej czytanie od dworzanina etiopskiego i jego lektury Biblii.

Interesujące, że Etiopczyk był już w pewnym sensie przygotowany na przyjęcie Chrystusa. Wracał bowiem z Jerozolimy, w której oddał pokłon Bogu. Czytał również Pismo Święte i próbował je zrozumieć. Jakże jednak mógł je pojąć, skoro nikt mu go nie wyjaśnił?

Trzeba też dodać, że nasz bohater był z pewnością człowiekiem mądrym i oczytanym. Przecież nie bez powodu powierzono mu opiekę nad całym skarbcem jego królowej. A mimo to nie rozumiał.

Człowiek nie może o własnych siłach zrozumieć Biblii. Potrzebny jest ktoś jeszcze. I nie chodzi tu po prostu o mądrego nauczyciela, który wyjaśni od A do Z, jakie prawdy zostały zawarte na kartach Pisma Świętego. Nie, to nie jest takie proste. Możemy mieć niesłychaną erudycję i ogromną wiedzę o Biblii (por. 1 Kor 13, 2), a jednocześnie nie rozumieć z niej ani słowa. Kto zaręczy, że z innymi, którzy ją czytają, nie jest tak samo? Kto kogo ma zatem uczyć?

Prawdziwym poręczycielem jest Duch Święty. Wierzymy, że przebywa On w Kościele, napełniając go pokojem, a dzięki sukcesji apostolskiej zapewnia mu także wierność i trwałość nauki wiary. Myślę, że to nie przez przypadek biskupi, będący przecież następcami Apostołów, rozpoczynają celebrację Eucharystii od pozdrowienia "Pokój z wami" (a nie "Pan z wami", przeznaczonego prezbiterom).

Nie oznacza to jednak, że jesteśmy zwolnieni z obowiązku samodzielnego myślenia. Wprost przeciwnie. Bóg przemawia do każdego z nas osobiście, a Jego Słowo jest źródłem, z którego wypływa wszystko. Do tego źródła powinniśmy wracać, aby pić z niego wodę żywą.

Bez pomocy Ducha nie pojęlibyśmy jednak ani słowa z tego, co Bóg nam powiedział. Wynika z tego ważny wniosek praktyczny: nie jest niczyją zasługą, że potrafi znaleźć w Biblii więcej niż kto inny. To jest łaska, dana przez Ducha Świętego. Chwalenie się tą łaską nie miałoby zatem najmniejszego sensu. Nie powinna być ona także powodem do zazdrości. Tym bardziej, że każdy z nas (jak pisze św. Paweł w 1 Kor 12) inne otrzyma dary i do innych rzeczy będzie wezwany.

Ostatnia myśl. Łaska, o której mówię — jak i każda inna — jest dana, a jednocześnie zadana. Stanowi zadanie, powiem nawet: powołanie, które powinniśmy podjąć z wysiłkiem i szacunkiem, ale także z radością. Tak jak podjął swoje nowe wyzwania dworzanin. Naszym obowiązkiem jest rozeznanie darów, którymi możemy służyć wspólnocie, i takie ich rozwijanie, aby przynosiły plon obfity. Pamiętacie przypowieść o talentach? Dary nieużywane giną. Trzeba czynić to, do czego zostaliśmy powołani. Czy to będzie czytanie Biblii także dla innych, czy kaznodziejstwo, wolontariat, praca w zawodzie, czy polityka (tak, również ona!), czy też cokolwiek innego. Tylko wtedy będziemy pomagać sobie nawzajem we wzrastaniu w wierze, nadziei, a nade wszystko — w miłości. I tylko temu nasze dary mają służyć.


[1] Na przykład, tak jak kiedyś pisał Wojtek, jedynie dwunastu spośród ponad setki pierwszych chrześcijan otrzymało bezpośrednie powołanie do apostolstwa, a jak się w końcu okazało (z wyjątkiem świętego Jana) — również do śmierci za wiarę. Pozostali otrzymali inne arcyważne zadanie: świadczyć o Bogu w swojej codzienności. A chyba każdy, kto kiedykolwiek próbował to robić (czyli pewnie każdy z nas), przynajmniej dwa razy się zastanowi, zanim powie, że codzienność jest łatwiejsza od wielkich czynów.

Staszek Krawczyk pisze...

Piotr:


Filip dostał zadanie od Boga. I jak prawdziwy sługa Boży, z pokorą je wykonuje.



Dworzanin etiopski zdaje się postacią z innego świata. Na pewno nie pochodził z terenów będących pod jurysdykcją cesarza rzymskiego. Warto spojrzeć na mapę i zobaczyć, jak daleko leży Etiopia od Jerozolimy. Człowiek ten bynajmniej nie udał się do Jeruzalem w celach handlowych. Przebył ten ogromny szmat drogi, by oddać pokłon Bogu. Jego pobożność kontrastuje dość mocno z funkcją jaką pełnił — był zarządcą skarbu królewskiego. Na takim stanowisku nietrudno o pokusy (korupcja!)



Zdaje się jednak, że ów dworzanin był człowiekiem prawym. Przyjął Dobrą Nowinę i uwierzył (wedle przypisu) z całego serca. Po chrzcie nie musiał już czytać księgi Izajasza, pełen był radości. (Pewnikiem utwierdził się w wierze po cudownym zniknięciu Filipa, możliwe jednak, że bez swej silnej wiary nie widziałby tego znaku).

Warto być człowiekiem dobrym i sprawiedliwym. Chociaż ta droga może być trudna i długa (jak droga dworzanina: z Etiopii do Jerozolimy), to Bóg będzie przy nas i wyjawi nam Prawdę.