sobota, 24 maja 2008

Dz 13, 1-12

1 W Antiochii, w tamtejszym Kościele, byli prorokami i nauczycielami1: Barnaba i Szymon zwany Niger, Lucjusz Cyrenejczyk i Manaen1, który wychowywał się razem z Herodem tetrarchą, i Szaweł. 2 Gdy odprawili publiczne nabożeństwo i pościli, rzekł Duch Święty: «Wyznaczcie mi już Barnabę i Szawła do dzieła, do którego ich powołałem». 3 Wtedy po poście i modlitwie oraz po włożeniu na nich rąk, wyprawili ich2. 4 A oni wysłani przez Ducha Świętego zeszli do Seleucji3, a stamtąd odpłynęli na Cypr. 5 Gdy przybyli do Salaminy4, głosili słowo Boże w synagogach żydowskich; mieli też Jana do pomocy. 6 Gdy przeszli przez całą wyspę aż do Pafos5, spotkali pewnego maga, fałszywego proroka żydowskiego, imieniem Bar-Jezus, 7 który należał do otoczenia prokonsula6 Sergiusza Pawła, człowieka roztropnego. Ten, wezwawszy Barnabę i Szawła, chciał słuchać słowa Bożego. 8 Lecz przeciwstawił się im Elimas7 - mag (tak bowiem tłumaczy się jego imię), usiłując odwieść prokonsula od wiary. 9 Ale Szaweł, który także zwie się Paweł, napełniony Duchem Świętym spojrzał na niego uważnie i rzekł: 10 «O, synu diabelski, pełny wszelkiej zdrady i wszelkiej przewrotności, wrogu wszelkiej sprawiedliwości, czyż nie zaprzestaniesz wykrzywiać prostych dróg Pańskich?8 11 Teraz dotknie cię ręka Pańska: będziesz niewidomy i przez pewien czas nie będziesz widział słońca». Natychmiast spadły na niego mrok i ciemność. I chodząc wkoło, szukał kogoś, kto by go poprowadził za rękę. 12 Wtedy prokonsul widząc, co się stało, uwierzył, zdumiony nauką Pańską.

3 komentarze:

Staszek Krawczyk pisze...

Wojtek:


Czy to nie okrutne, że Bóg zsyła karę na tych, którzy Go nie znają? Z początku może się tak właśnie wydawać. Zauważmy jednak, że Bar-Jezus, w przeciwieństwie do Szymona Maga, nie nawraca się mimo słuchania Słowa Bożego. Co więcej, odwodzi od wiary innych.

Kara to "dotknięcie ręki Bożej". Cóż to jednak znaczy? Czy to czar, klątwa rzucona w imię Chrystusa? Myślę, że nie. Myślę, że chodzi tu bardziej o doświadczenie Boga — coś, co dla chrześcijan jest największą łaską, dla niewierzących może być szokiem i punktem zwrotnym w życiu — wszak cały dotychczasowy światopogląd musi ulec przemianie.

Zastanówmy się jednak przez chwilę — czy poszczególne wydarzenia i kontekst nie przypominają czegoś, o czym była już mowa wcześniej? Odwodzenie od wiary, dotknięcie Boga, oślepienie... czy nie tak rozpoczęła się duchowa przemiana Szawła — tego samego, który teraz "zsyła" ową "karę"?

Może zatem oślepienie jest na swój sposób lekarstwem, gdyby odczytywać je symbolicznie (pamiętajmy, że nie możemy Biblii czytać jak podręcznika do historii). Lekarstwem danym przez tego, który sam doświadczył jego skuteczności? Może ostre słowa Pawła są skierowane tak do Bar-Jezusa, jak i do Szawła jako rozprawianie się ze swoją przeszłością? Nie bez powodu mówi się, że neofici są często najbardziej gorliwi i radykalni.

Jaki z tego morał? Warto czasem popatrzeć na nieszczęścia czy niepowodzenia, których doświadczamy, szerzej i z perspektywy. Czasem może okazać się, że na dłuższą metę są to dobre lub najlepsze rozwiązania, za które winniśmy Bogu nie żal, a wdzięczność.

Staszek Krawczyk pisze...

Staszek:


Jak wcześniej (Dz 11, 21), tak i teraz ręka Pańska wciąż jest z uczniami. Dlaczego jednak Bóg, który jest Bogiem miłości, oślepia Bar-Jezusa?

Z jednej strony nie sposób nie pomyśleć tutaj o Szawle. Dla niego utrata wzroku była szansą nawrócenia. Być może podobnie mogło być z Elimasem.

Z drugiej strony przypomnijmy sobie historię Ananiasza i Safiry oraz niedawną śmierć tetrarchy Heroda. Możemy również sięgnąć pamięcią do Ewangelii, w których Jezus do samego Piotra mówi "szatanie" (Mk 8, 33). A w innym miejscu wypowiada znamienne słowa:

"Lecz kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza. Biada światu z powodu zgorszeń! Muszą wprawdzie przyjść zgorszenia, lecz biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie" (Mt 18, 6-7).

Warto porównać ten urywek, będący literackim przekładem Biblii Tysiąclecia, z tłumaczeniem dosłownym Ewangelicznego Instytutu Biblijnego:

"Kto natomiast zrazi jednego z tych małych, wierzących we Mnie, korzystniej byłoby dla niego, by mu u szyi zawieszono ośli kamień młyński i utopiono w głębi morza. Biada światu z powodu skandali! Nadejście skandali jest koniecznością, lecz biada człowiekowi, przez którego skandal
przychodzi".

W oryginalnym tekście greckim mamy niezwykle ciekawy wyraz "skandalon". Oznaczał on dosłownie rodzaj pułapki, potrzasku; także kamień czy nisko rozwieszoną linę, o które można się potknąć i przewrócić. Przenośnie zaś występował w znaczeniu pokusy, przynęty do grzechu, zgorszenia, uprzedzenia.

Dzisiejsze słowo "skandal" jest o tyle wierniejsze od "zgorszenia", że wyraźniej wskazuje na atrakcyjność owej pułapki. Nie przypadkiem pierwsze nasze skojarzenia dotyczą mediów i showbiznesu. Skandale (w ostatnich miesiącach w Polsce mamy ich wiele) są czymś, co nieodmiennie przykuwa naszą uwagę, odwracając ją od rzeczy naprawdę istotnych. Skandalami żywi się prasa brukowa. Skandal jest czymś, co sprawia, że zapominamy o Bogu, a kierujemy się wyłącznie w stronę spraw ziemskich. Nasze zachowanie przypomina wtedy postawę świętego Piotra, którego słusznie zganił Jezus za to, że nie myśli o tym, co boskie, ale o tym, co ludzkie.

Powróćmy teraz do Ananiasza, Safiry, Heroda, Elimasa. Oto wszyscy oni (a znaleźlibyśmy znacznie więcej takich przykładów) mieli jedną cechę wspólną: tworzyli skandale. Skandale tym groźniejsze, im bardziej atrakcyjne [1]. Ten, kto się z nimi spotykał, mógł stracić wiarę. Nie tylko sami byli pyszni, odchodzili od Boga, ale też pociągali za sobą innych. Dzisiaj Bar-Jezus chciał odwieść od Boga prokonsula Sergiusza. Wcześniej to samo mogło się zdarzyć z pierwszym Kościołem (Ananiasz, Safira) i ludem żydowskim Tyru i Sydonu (tetrarcha Herod). Ale Bóg do tego nie dopuścił.

Zastanawiające jest to, jak w tym świetle wygląda nasza dzisiejsza kultura. Jakże często tworzymy skandale, które stają się dla innych pułapkami. Naszym pretekstem, pretekstem wielu ludzi mediów, jest stwierdzenie, że przecież nie może być nic szkodliwego w ujawnianiu prawdy. Ale nie zwracamy wówczas uwagi na cel i kontekst, które są często wyjątkowo odrażające.

Podsumowaniem niech będzie zdanie, którym święty jan zakończył swój piękny pierwszy list: "Dzieci, strzeżcie się fałszywych Bogów!".



[1] Duży nacisk na ten aspekt zgorszeń kładzie w książce "Kozioł
ofiarny" francuski antropolog kultury Rene Girard.

Staszek Krawczyk pisze...

Piotrek:


Ślepota to całkowita niemożność w odbiorze światła. Przekładając to z języka metafor: światłem jest oczywiście Jezus niosący Dobrą Nowinę (czyli prawdę). Ślepcem zaś jest ten, kto albo nie został oświecony Słowem Bożym (nie miał z nim styczności), albo ktoś, kto to słowo odrzucił.

Elimas urzędujący na dworze prokonsula Sergiusza Pawła pewnikiem był po prostu wróżbitą. Dokonując auspicjów (czytanie z lotu ptaków) czy też haruspicjów (wróżenie z wątroby zwierzęcia) przepowiadał konsulowi przyszłość (trudno, żeby prokonsul wyrzekł się swojej własnej tradycji). Elimas nazwany jest też fałszywym prorokiem żydowskim — musiał więc być chociaż trochę obeznany z pismami i przepowiedniami. Możliwe też, że część z nich opowiedział Sergiuszowi, dlatego ten wezwał przed swe oblicze Szawła i Barnabę. Gdyby więc Sergiusz się nawrócił, Elimas straciłby swoje wpływy, a nawet mógłby zostać napiętnowany i prześladowany. Nie dziwi więc jego próba odwiedzenia prokonsula od wiary.

Postąpił jednak wbrew prawdzie (jak syn diabelski). Jego oślepnięcie jest prostym wynikiem działań, które podjął, i fizyczną emanacją stanu jego duszy. Był to znak mocy Bożej, przez który Sergiusz się nawrócił. Elimas nie został oślepiony na zawsze, tylko na pewien czas.

Oślepnięcie rodzi nadzieję na przejrzenie.