piątek, 9 maja 2008

Dz 8, 14-24

14 2 Kiedy Apostołowie w Jerozolimie dowiedzieli się, że Samaria przyjęła słowo Boże, wysłali do niej Piotra i Jana, 15 którzy przyszli i modlili się za nich, aby mogli otrzymać Ducha Świętego. 16 Bo na żadnego z nich jeszcze nie zstąpił. Byli jedynie ochrzczeni w imię Pana Jezusa. 17 Wtedy więc wkładali [Apostołowie] na nich ręce, a oni otrzymywali Ducha Świętego. 18 3 Kiedy Szymon ujrzał, że Apostołowie przez wkładanie rąk udzielali Ducha Świętego, przyniósł im pieniądze. 19 «Dajcie i mnie tę władzę - powiedział - aby każdy, na kogo włożę ręce, otrzymał Ducha Świętego». 20 «Niech pieniądze twoje przepadną razem z tobą - odpowiedział mu Piotr - gdyż sądziłeś, że dar Boży można nabyć za pieniądze. 21 Nie masz żadnego udziału w tym dziele, bo serce twoje nie jest prawe wobec Boga. 22 Odwróć się więc od swego grzechu i proś Pana, a może ci odpuści twój zamiar. 23 Bo widzę, że jesteś żółcią gorzką i wiązką nieprawości»4. 24 A Szymon odpowiedział: «Módlcie się za mną do Pana, aby nie spotkało mnie nic z tego, coście powiedzieli».

3 komentarze:

Staszek Krawczyk pisze...

Staszek:


"Odwróć się więc od swego grzechu".

Grecki czasownik tu użyty ma ten sam rdzeń, co słowo "metanoia", oznaczające nawrócenie. W Biblii pojawia się on wielokrotnie; m.in. w Dz 2, 38, kiedy Piotr w odpowiedzi na pytanie, co mają czynić jego słuchacze, poleca im właśnie metanoię.

Pisząc o tym fragmencie (Dz 2, 37-41), przytaczałem słowa Pierwszego Listu do Tymoteusza: "Celem [...] nakazu jest miłość, płynąca z czystego serca, dobrego sumienia i wiary nieobłudnej" (1 Tm 1, 5). Te słowa oraz dzisiejsze zachowanie Apostołów i Szymona pokazują, na czym polega chrześcijańskie nawrócenie.

Nie chodzi jedynie o to, byśmy przestali popełniać jakiś rodzaj
grzechu. To by było leczenie objawów, a nie choroby. Załóżmy, że regularnie spóźniam się na Mszę Świętą. Mogę sobie wtedy narzucić czatowanie przed kościołem na pół godziny przed mszą, aby tylko być pewnym, że zdążę. Ale co to zmieni w moim przeżywaniu Eucharystii! Nic! Tym bardziej będę ją traktował jako przykry obowiązek do odbębnienia! A natura nie znosi próżni, więc mogę się spodziewać, że skoro moje serce się nie zmieniło, to na miejsce jednego grzechu zaraz wejdzie inny.

Nie, nie w tym rzecz. Jeżeli mam się prawdziwie nawrócić (a może raczej — nawracać, bo metanoia jest procesem ciągłym, to nie jest tylko jeden punkt w czasie), to powinienem sięgnąć głębiej. Powinienem się zastanowić, dlaczego celebracja Najświętszej Ofiary nie jest dla mnie wystarczająca ważna, abym w niej uczestniczył od początku do końca. A jaka jest moja postawa w trakcie Eucharystii? I chyba najważniejsze: jeżeli msza zawsze mnie nudzi, to co zrobiłem, aby było inaczej?

Wydaje mi się, że taki właśnie jest ens sakramentu spowiedzi. Nie mamy powtarzać ciągle tego samego katalogu codziennych grzeszków (nie umyłem zębów, wyszedłem na dwór bez czapki, pokłóciłem się z siostrą, nie słuchałem pani w szkole), w którym ewentualnie od czasu do czasu zachodzą nieznaczne zmiany. To prowadziłoby do koncentracji na objawach, a nie na źródle. Mamy sięgać głębiej. I mamy nie tylko przepraszać Boga, ale także dziękować za Jego miłość i wszelkie jej działanie w naszej codzienności [1].

Piszę o tym wszystkim, ponieważ rozmowa Szymona Maga z Apostołami (przede wszystkim chyba ze świętym Piotrem) wydaje się bliska Spowiedzi Świętej. I niezwykle ciekawe są ostatnie przytoczone tu słowa Szymona: "Módlcie się za mną do Pana, aby nie spotkało mnie nic z tego, coście powiedzieli". Wiemy z Biblii, że Szymon przyjął wiarę w Chrystusa. Otwarte pozostaje pytanie: czy umiał pojąć swój błąd, a nie tylko umieścić kolejny pojedynczy grzech na swej prywatnej czarnej liście? "Nie uprawiać czarnej magii — Nie prosić Apostołów o Ducha Świętego za pieniądze — Nie..."? Czy zrozumiał, *dlaczego* się mylił? Czy potrafił się nawrócić, to znaczy zupełnie zmienić swój sposób myślenia?

Wierzę, że tak.


[1] Właśnie wdzięczność jest fundamentem jezuickiego rachunku
sumienia, o którym — jak sądzę — naprawdę warto poczytać, np. tutaj:
http://www.spowiedz.pl/rach1.htm,
http://www.mateusz.pl/mt/dp/dp-rs.htm.

Staszek Krawczyk pisze...

Wojtek:


Co się dzieje w Samarii? Najpierw przybył tam Filip, jako zwiastun Dobrej Nowiny, głosząc Słowo Boże, nawracając i chrzcząc. Jednak to, co najważniejsze — Duch Święty — zostało przyniesione dopiero przez Piotra i Jana, niczym ziarno na przygotowaną ziemię. Schemat jest taki sam jak w przypadku Jana Chrzciciela i Jezusa. Widzimy zatem, że samo nawrócenie i przyjęcie chrztu to jeszcze nie pełnia wspólnoty z Bogiem i Kościołem, to nie pełnia zrozumienia istoty wiary, jaką jest Bóg pośród nas. Dopiero Duch Święty, jako dar od Boga (tutaj przekazany przez Apostołów), oświeca i pozwala pojąć. Zatem chrzest to nie wszystko — to zaledwie początek! Jakiż bowiem ma sens chrzest z wody, jeśli nie miałby po nim nastąpić chrzest z Ducha Świętego? Dlatego trzeba nie jak Szymon (który może nawet miał dobre intencje) próbować go kupić niczym sekret zawarty w magicznej księdze, ale się o ten dar — tak właśnie, dar — modlić. Lub poprosić o modlitwę innych: modlitwa o zesłanie Ducha Świętego to nie ciekawostka biblijna — to realia współczesnego Kościoła. Nakładanie rąk nie jest zaś starożytnym zwyczajem, ale czymś, co funkcjonuje w wielu grupach modlitewnych (sam kiedyś go doświadczyłem) tu i teraz.

Na mszy kapłan mówi: "Łaska naszego Pana Jezusa Chrystusa, miłość Boga i dar jedności w Duchu Świętym niech będą z wami" (nota bene to słowa św. Pawła z 2 Kor 13, 13). Módlmy się zatem o Ducha Świętego, by nasza wiara, nadzieja i miłość stały się pełne we wspólnocie z Bogiem i Kościołem.

Staszek Krawczyk pisze...

Piotrek:


Sam fakt, że apostołowie Piotr i Jan udają się do Samarii, by prosić o dar Ducha Świętego dla nowo ochrzczonych, jest niezmiernie ciekawy. Na żadnego z nawróconych nie zstąpił jeszcze Duch Święty. Dopiero po jego otrzymaniu możemy stać się pełnoprawnymi chrześcijanami.

W kontekście opisanych wydarzeń objawia się prawdziwy sens sakramentu bierzmowania.

Najczęściej chrzczeni jesteśmy jako niemowlęta. Początki naszego uczestnictwa we Mszy św. opierają się na bezrefleksyjnej obecności. Pobudzaniu myśli nie sprzyjają też utwory muzyczne angażujące dzieci fizycznie. (Pamiętacie piosenkę obrazującą stworzenie świata, kiedy pokazywało się np. kolorowe gwiazdy, czy fruwające ptaszki, ruchem dłoni?).

Wraz z przyjęciem Komunii wstępujemy do wspólnoty. Bierzmowanie zaś — otrzymanie łask Ducha Świętego — umożliwia pełny, jednostkowy i osobisty kontakt z Bogiem.



Z czytanego fragmentu wynika również inny ciekawy wniosek. Aby otrzymać Ducha Świętego, potrzebny jest ktoś, kto tego Ducha już wcześniej posiadł. Ta osoba staje się swoistym pośrednikiem. Ciągłość tego pośrednictwa zachowana jest po dziś dzień, i np. możliwość odpuszczania grzechów przez księży to nie są jakieś fantastyczne bajki.



Ostatnia kwesta dotyczy Szymona maga. Próbując kupić możliwość udzielania innym łaski — nie zrozumiał on prawdziwej istoty chrześcijaństwa. Trudno go za to winić, skoro nie otrzymał jeszcze daru mądrości (Ducha Świętego!). Ciężko stwierdzić, czy zrozumiał swój błąd. Pewne jest to, że odczuł strach. Dzięki niemu odwrócił się od swego grzechu i z pokorą prosił o przebaczenie.