piątek, 23 maja 2008

Dz 12, 5-17

5 Strzeżono więc Piotra w więzieniu, a Kościół modlił się za niego nieustannie do Boga. 6 W nocy, po której Herod miał go wydać, Piotr, skuty podwójnym łańcuchem, spał między dwoma żołnierzami, a strażnicy przed bramą strzegli więzienia. 7 Wtem zjawił się anioł Pański i światłość zajaśniała w celi. Trąceniem w bok obudził Piotra i powiedział: «Wstań szybko!» Równocześnie z rąk [Piotra] opadły kajdany. 8 «Przepasz się2 i włóż sandały!» - powiedział mu anioł. A gdy to zrobił, rzekł do niego: «Narzuć płaszcz i chodź za mną!»
9 Wyszedł więc i szedł za nim, ale nie wiedział, czy to, co czyni anioł, jest rzeczywistością; zdawało mu się, że to widzenie. 10 Minęli pierwszą i drugą straż i doszli do żelaznej bramy, prowadzącej do miasta. Ta otwarła się sama przed nimi. Wyszli więc, przeszli jedną ulicę i natychmiast anioł odstąpił od niego. 11 Wtedy Piotr przyszedł do siebie i rzekł: «Teraz wiem na pewno, że Pan posłał swego anioła i wyrwał mnie z ręki Heroda i z tego wszystkiego, czego oczekiwali Żydzi».
12 Po zastanowieniu się poszedł do domu Marii, matki Jana, zwanego Markiem3, gdzie zebrało się wielu na modlitwie. 13 Kiedy zakołatał do drzwi wejściowych, nadbiegła dziewczyna imieniem Rode i nasłuchiwała. 14 Poznała głos Piotra i z radości nie otwarła bramy, lecz pobiegła powiedzieć, że Piotr stoi przed bramą. 15 «Bredzisz» - powiedzieli jej. Ona jednak upierała się przy swoim. 16 «To jest jego anioł» - mówili. A Piotr kołatał dalej.
17 Kiedy wreszcie otworzyli, ujrzeli i zdumieli się. On zaś nakazał im ręką milczenie, opowiedział, jak to Pan wyprowadził go z więzienia, i rzekł: «Donieście o tym Jakubowi i braciom!». I udał się gdzie indziej4.

3 komentarze:

Staszek Krawczyk pisze...

Wojtek:


Rzymianie byli nie w ciemię bici. Wiadomo przecież, że jeden człowiek może zawieść. Wartownik może zasnąć, nawrócić się albo zlitować. Dlatego jest ich aż czterech — dwóch przykutych bezpośrednio do Piotra, dwóch dodatkowo strzegących wejścia. Nie ma siły, żeby się niezauważenie uwolnić i wymknąć. Nie ma — ludzkiej siły. To bowiem, co się dzieje, jest jeszcze bardziej zastanawiające: w celi nastaje jasność. Kajdany opadają (zapewne ze szczękiem). Brama stoi otwarta. Gdzież zatem wartownicy!? Sam Piotr nie może uwierzyć w to, co się dzieje. Myśli, że to widzenie — różne rzeczy mogą przecież przyjść do głowy, kiedy ma się świadomość, że następnego dnia będzie się wydanym w ręce wrogów. Ale tak nie jest. Razem z Apostołem przekonujemy się, że to dzieje się naprawdę. Że Bóg interweniuje w to, co dzieje się na ziemi. Dlaczego? Nie będę tu przywoływał filozofów. Ale zauważmy dwa cytaty: "Kościół modlił się za niego nieustannie do Boga" i "proście, a będzie wam dane" [Mt 7, 7].

Staszek Krawczyk pisze...

Staszek:


"Nieustannie się módlcie!" (1 Tes 5, 17).

Przedwczoraj byłem na mszy o uzdrowienie. Nie miejsce tu na to, by ją dokładnie opisywać; powiem jedynie, że jedną z jej części była wspólna modlitwa wstawiennicza. Osoby, które czuły, że potrzebują uzdrowienia, podniosły ręce, a wszyscy zebrani w kościele zostali zachęceni do tego, by się za nie modlić. I tak właśnie się stało. Jest coś niezwykle pięknego w tym, że ludzie zgromadzeni w imię Chrystusa, na wspólnej Eucharystii, modlili się za tych, których może nigdy w życiu nie widzieli i już więcej nie zobaczą.

Trudno jest wspierać (choćby chwilą czasu i dobrym słowem) ludzi, których nie znamy (w tym również tych, których mijamy codziennie po drodze do szkoły, na uczelnię, do sklepu, do pracy). Być może jednak taka Msza Święta, w czasie której poczucie wspólnoty jest niezwykle silne (a czyż nie tak właśnie być powinno podczas każdego sprawowania Eucharystii?), może być dla nas pierwszym krokiem na drodze do ich dostrzeżenia. A ktoś, kto naprawdę zobaczył w drugim człowieku bliźniego, nie może już dłużej być wobec niego obojętny. Może także i
temu służy modlitwa — szczególnie wspólna? I może właśnie dlatego Kościół modlił się nieustannie?

Staszek Krawczyk pisze...

Piotr:


Zdawać by się mogło, że nie ma już żadnej nadziei. Piotr został pochwycony i oczekiwał śmierci. Kościół modlił się za niego, aby go umocnić.

W takich okolicznościach Bóg dokonuje cudu. Wysyła anioła, który wyprowadza Piotra.

Cudowność zdają się potwierdzać liczne „przeszkody” na drodze Piotra. Kajdany, dwie pary strażników i wreszcie żelazna brama strzegąca wejścia do Jerozolimy.

Wszystko to zostaje ominięte z dziecinną łatwością.



Jaki jest odbiór tego cudu? Domownicy mieszkania, do którego udał się Piotr, nie uwierzyli. Do Rode mówili „Bredzisz”. Nawet sam Piotr na początku nie potrafił rozróżnić, czy to było widzenie, czy jawa.



Jakże więc my możemy dostrzec cuda dziejące się teraz, skoro w czasach apostołów je kwestionowano? Na pewno nie po skutkach, bo one mogą zrodzić nieporozumienie.

Do widzenia i prawidłowego interpretowania znaków Bożych potrzebny jest dar Ducha Świętego. Dar rozumu. Módlmy się więc o niego, tak jak Kościół modlił się za Piotra.