niedziela, 13 kwietnia 2008

Dz 5, 12-16

12 Wiele znaków i cudów działo się przez ręce Apostołów wśród ludu. Trzymali się wszyscy razem w krużganku Salomona. 13 A z obcych nikt nie miał odwagi dołączyć się do nich, lud zaś ich wychwalał. 14 Coraz bardziej też rosła liczba mężczyzn i kobiet, przyjmujących wiarę w Pana1. 15 Wynoszono też chorych na ulicę i kładziono na łożach i noszach, aby choć cień przechodzącego Piotra padł na któregoś z nich. 16 Także z miast sąsiednich zbiegało się mnóstwo ludu do Jerozolimy, znosząc chorych i dręczonych przez duchy nieczyste, a wszyscy doznawali uzdrowienia.

3 komentarze:

Staszek Krawczyk pisze...

Staszek:


Jak traktować pojawiające się w Dziejach Apostolskich opisy uzdrowień? Czy można je uznać za metafory, w których tak naprawdę chodzi "tylko" o uleczenie duchowe? Czy można zaprzeczyć realności tych uleczeń?

Myślę, że nie. Konsekwencje, które opisuje Łukasz, są bowiem bardzo
realne. Trudno zaprzeczyć temu, że "Wynoszono też chorych na ulicę i
kładziono na łożach i noszach, aby choć cień przechodzącego Piotra
padł na któregoś z nich. Także z miast sąsiednich zbiegało się mnóstwo ludu do Jerozolimy, znosząc chorych i dręczonych przez duchy
nieczyste, a wszyscy doznawali uzdrowienia". Autor Dziejów nie jest w tym opisie odosobniony: wszyscy ewangeliści opowiadają o cudach, których dokonywał Jezus.

Co więcej, wszystkie te uzdrowienia są osadzone w konkretnym czasie
historycznym. Nie są opatrzone datami, ale też nie należą do porządku mitu. Tym różni się chrześcijaństwo od wielu religii, które je poprzedzały. Na przykład sama opowieść o zmartwychwstaniu nie była w kulturze niczym nowym, ale chrześcijaństwo jako pierwsze tak mocno ugruntowało zmartwychwstanie jako konkretny fakt historyczny, który
wydarzył się w określonym czasie i miejscu, wśród realnych, żywych
ludzi -- a nie w odległym, transcendentnym czasie mitycznym. Jako chrześcijanie wierzymy, że Bóg nie działa gdzieś poza czasem i
przestrzenią, ale w naszej rzeczywistości i naszej historii.

Świadczą o tym także liczne przykłady uleczeń, które dokonują się dzisiaj. Duchowe, ale i cielesne. Relacji o nich jest wiele. Owszem, możemy uznać je wszystkie za wytwór jednostkowej wyobraźni albo zbiorowej histerii. Dlaczego jednak mielibyśmy być tak nieufni? Czy to możliwe, aby każde świadectwo było kłamstwem?

*

Może najprościej będzie to sprawdzić samemu. Udać się tam, gdzie według świadectw dokonują się uzdrowienia. Posłuchać ludzi, którzy o tym mówią. Wziąć udział we wspólnej Eucharystii, w modlitwie o
uleczenie. Doświadczyć tego poczucia wspólnoty, które tak silnie przebija z kart Dziejów Apostolskich. Ale nie z intencją udowodnienia komukolwiek czegokolwiek. Po prostu z otwartym, ciekawym sercem.

Może wystarczy tylko tyle.

Staszek Krawczyk pisze...

Wojtek:


Działo się w Jerozolimie w tych dniach. Już nie tylko lud miasta, ale i mieszkańcy okolic przybywali i wychwalali Apostołów i Pana (z gr. Kyrios, stąd Kyrie Eleison - Panie, zmiłuj się) - jedni pewnie ze względu na same cuda, inni, którzy nawracali się, ze względu na Chrystusa i Dobrą Nowinę nadziei i zmartwychwstania. Czytamy, że po wydarzeniu z Ananiaszem ludzie wciąż nawracali się, ale bali przyłączyć do Apostołów. Istotnie, nie jest to pomyłka Łukasza. W pierwszych wiekach bowiem chrzest, bierzmowanie i pierwsza Komunia, jako sakramenty, nadawane były dopiero tym, którzy poprzez wiarę i uczynki dowiedli, że żyją zgodnie z Bożym zaleceniem, że prawdziwie przemienili swoje życie. Wtedy dopiero byli gotowi, by przyjąć Ducha Świętego i stać się częścią Kościoła.



Dziś schemat jest odwrotny - już jako niemowlęta przyjmujemy chrzest, potem, wciąż jeszcze niewiele rozumiejąc, pierwszą Komunię i bierzmowanie. Często spotyka się to z krytyką. Jeśli jednak wierzymy w sens sakramentów, to wiara ta ma zbawcze działanie, podobnie jak w wypadku czterech ludzi, którzy sparaliżowanego przynieśli do Jezusa przez dach. Oni wierzyli, że spotkanie z Panem będzie miało uzdrawiający wpływ. Podobnie i rodzice chrześcijanie wierzą, że zanurzenie ich dzieci w łasce chrztu pozwoli im już od młodości być zanurzonymi i wzrastać w wierze.

Staszek Krawczyk pisze...

Piotr:


Incydent z Ananiaszem i Safirą najwidoczniej przysłużył się Apostołom. Zyskali przynajmniej na poważaniu. Okazało się, że z kwestiami wiary, z kwestiami zbawienia, o którym ciągle nauczali apostołowie, nie ma żartów. To nie przelewki, Ananiasz przypłacił to swoim życiem.



Poważni, apostołowie dokonali wielu znaków i cudów. Ich sława dawno już przekroczyła granice Jerozolimy. Wielu zjeżdżało się, by choć cień Piotra ich musnął. Wszyscy chorzy i opętani doznawali uzdrowienia. Wielu też zapewne nawróciło się, widząc masowo dokonywane cuda.



Na ziemi w Jerozolimie w tym właśnie momencie zaistniało Królestwo Niebieskie. Jednak doprowadziło to do zachwiania równowagi. Już wkrótce pojawić się miała reakcja Sanhedrynu niezadowolonego z rozwoju sytuacji. Czasem słońce, czasem deszcz.



Jakże łatwo było uwierzyć tamtym ludziom! Tyle cudów dookoła. Apostołowie uzdrawiający w imię Chrystusa każdego kto tylko pojawił się z nadzieją. O ile trudniej jest nam teraz uwierzyć. Bez namacalnych dowodów Łaski Bożej. A może to nasze serca głuche są i ślepe na znaki naszych czasów?



Pamiętam kule wywieszone na pokaz w klasztorze paulinów w Częstochowie. Pomyślałem wtedy, że to łatwo kupić parę kul i wywiesić na ścianie. Teraz jednak pojawia się inna myśl. Może za każda z tych kul stoi człowiek, który znów może chodzić?

Może to ja jestem tym, który powinien przejrzeć?