niedziela, 6 kwietnia 2008

Dz 3, 1-11

1 Gdy Piotr i Jan wchodzili do świątyni na modlitwę o godzinie dziewiątej1, 2 wnoszono właśnie pewnego człowieka, chromego od urodzenia. Kładziono go codziennie przy bramie świątyni, zwanej Piękną, aby wstępujących do świątyni, prosił o jałmużnę. 3 Ten zobaczywszy Piotra i Jana, gdy mieli wejść do świątyni, prosił ich o jałmużnę. 4 Lecz Piotr wraz z Janem przypatrzywszy się mu powiedział: 5 «Spójrz na nas!». A on patrzył na nich oczekując od nich jałmużny. 6 «Nie mam srebra ani złota - powiedział Piotr - ale co mam, to ci daję: W imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka, chodź!» 7 I ująwszy go za prawą rękę, podniósł go. A on natychmiast odzyskał władzę w nogach i stopach. 8 Zerwał się i stanął na nogach, i chodził, i wszedł z nimi do świątyni, chodząc, skacząc i wielbiąc Boga. 9 A cały lud zobaczył go chodzącego i chwalącego Boga. 10 I rozpoznawali w nim tego człowieka, który siadał przy Pięknej Bramie świątyni, aby żebrać, i ogarnęło ich zdumienie i zachwyt z powodu tego, co go spotkało. 11 A gdy on trzymał się Piotra i Jana, cały lud zdumiony zbiegł się do nich w krużganku, który zwano Salomonowym.

3 komentarze:

Wojtek pisze...

Staszek:

Biblijne opisy cudów często wprawiają mnie w pewne zakłopotanie.
Racjonalnie rzecz ujmując, trudno nam dzisiaj wierzyć (i mnie także) w moc uzdrawiania (a nawet wskrzeszania zmarłych!), skoro sami nigdy tego nie zobaczyliśmy, a być może aż do dnia ostatniego nie zobaczymy.

Ale z drugiej strony przypomina się niewierny Tomasz. Czy
chrześcijanin może uznać (niczym jeden z bohaterów "Kodu Leonarda da
Vinci"), że wszystkie cuda są tylko przenośnią, figurą literacką albo
wręcz retoryczną? Nie wydaje mi się. Zwłaszcza u Łukasza, który
najbardziej z wszystkich Ewangelistów zbliżał się do naszego
rozumienia przekazu historycznego. A jego relacja przypomina po prostu
przekaz faktów.

"Mężowie izraelscy! Dlaczego dziwicie się temu?". Jeśli jesteśmy
chrześcijanami, to jaki zakres wątpliwości pozostawiają nam te słowa świętego Piotra? Wydaje mi się, że niewielki.

Być może są w dziejach takie okresy, w których obecność Ducha Świętego na ziemi jest bardziej wyczuwalna niż w innych. Jeśli tak, to prawdziwie świętym czasem mogły być właśnie początki Kościoła. Być
może podobny okres przeżywaliśmy w kwietniu 2005 roku, po śmierci Jana
Pawła II. Być może nie jest przypadkiem, że wielu z nas gromadziło się wtedy w świątyniach nie tylko w czasie niedzielnej Eucharystii.

Być właśnie wtedy mieliśmy szansę doświadczyć namiastki tego, czym był pierwszy Kościół w Jerozolimie?

Wojtek pisze...

Piotr:

Św. Łukasz najprawdopodobniej był lekarzem. A jeśli nie był to przynajmniej interesował się medycyną. Pewnikiem znał prace Hipokratesa.
Tym można tłumaczyć zamiłowanie św. Łukasza do wszelkich cudów, które czynił Jezus. Wymienia aż siedem cudów, których nie wymieniają ani Mateusz ani Marek.
Jako umysł ścisły analizował dokładnie wydarzenia toteż Ewangelia, której był autorem jest najobszerniejsza.

Tym razem to nie Jezus, ale jego uczniowie dokonują cudu. Apostołowie byli kontynuatorami dzieła Jezusa. Stali się nośnikami Bożej prawdy, Bożej łaski i mocy – co objawiło się w uzdrowieniu chromego.

Istotnie był to cud. Oto człowiek pochyla się nad drugim człowiekiem, nawiązuje z nim kontakt i pomaga.
Dziś trudno nawet złotówkę wrzucić pokrzywdzonemu do koszyczka. Na tych, którym się nie powiodło, którzy cierpią, patrzy się ze strachem a czasem obrzydzeniem. Burzą oni nasz nowy wspaniały chrześcijański świat.
Ale ludzie są jak obłudnicy, wybierając z wiary to, co jest przyjemne, a to, co stanowi element zakazu lub jest przykre, ulega stanowczemu zanegowaniu.
To niesprawiedliwe, że to, co sam zarobiłem, muszę dać biednemu.

Cyceron (a za nim święty Ambroży) pisał, że wspomaganie słabszych to przejaw sprawiedliwości. Jeżeli ktoś ma więcej, to po to, by wspomóc tych, którzy mają mniej.

Istotnie był to cud. Człowiek pochylił się nad drugim człowiekiem i dał mu wszystko, co tylko posiada.

Wojtek pisze...

Wojtek:

Często, kiedy mijam na ulicy żebrzących o datek, zwłaszcza tych z jakąś fizyczną ułomnością, czuję się nieswojo. Nie wiem bowiem co zrobić – czasem daję im kilka złotych, ale wiem, że to nie zakończy ich problemu.

Piotr daje dziś inny przykład. Na błaganie nie odpowiada obojętnością, ale zatrzymuje się i przypatruje, nawiązuje kontakt wzrokowy. To bardzo ważne! Gdy od czasu do czasu komuś z nas zdarza spojrzeć w oczy ludziom boleśnie doświadczonym przez los, widzimy tam tylko ból. Piotr jednak nie odwraca się zawstydzony, ale mówi do chromego: "Spójrz na nas! [...] Nie mam srebra ani złota", jak gdyby chciał powiedzieć – "jestem równie ubogi jak i ty". Ma za to coś, czego inni nie mieli i nie mogli chromemu dać ("ale co mam, to Ci daję"). Piotr ma miłość i wiarę. Miłość, która pozwala zatrzymać mu się i pochylić nad człowiekiem. Nie tylko widzieć go, ale i dostrzec. Odważyć się zajrzeć mu w oczy, spotkać go i zrozumieć. I wiarę, która uzdrawia przez imię Boże i Ducha Świętego. Cuda sprawia Bóg, człowiek jednak musi wybrać Miłość, aby Bóg w ogóle mógł działać.

Ksiądz Tischner pisał w swoich książkach o potrzebie spotkanie z drugim człowiekiem na płaszczyźnie wartości. Miłość, jako najwyższa z wartości, spełnić się i zaistnieć może tylko wobec drugiego człowieka, wobec Innego, którego spotykamy tak, jak Samarytanin rannego podróżnika. Drugi człowiek sam w sobie jest wartością, celem naszych działań. Podmiotem, nie przedmiotem naszych działań ("Etyka wartości i nadziei").

Jezus mówił: "cokolwiek uczyniliście jednemu z braci moich najmniejszych, mnieście uczynili". Czy potrafimy w tych, których spotykamy w drodze, dostrzec Jezusa? Czy potrafimy usłyszeć milczące pytanie, jakie każdy z tych "najmniejszych" nam zadaje: "czy mnie miłujesz?". Czy potrafimy, tak jak Piotr, powiedzieć: "tak, Panie, Ty wiesz, że Cię miłuję"?