piątek, 11 kwietnia 2008

Dz 5, 1-11

1 Ale pewien człowiek, imieniem Ananiasz, z żoną swoją Safirą, sprzedał posiadłość 2 i za wiedzą żony odłożył sobie część zapłaty, a pewną część przyniósł i złożył u stóp Apostołów. 3 «Ananiaszu - powiedział Piotr - dlaczego szatan zawładnął twym sercem, że skłamałeś Duchowi Świętemu i odłożyłeś sobie część zapłaty za ziemię? 4 Czy przed sprzedażą nie była twoją własnością, a po sprzedaniu czyż nie mogłeś rozporządzić tym, coś za nią otrzymał? Jakże mogłeś dopuścić myśl o takim uczynku? Nie ludziom skłamałeś, lecz Bogu». 5 Słysząc te słowa Ananiasz padł martwy. A wszystkich, którzy tego słuchali, ogarnął wielki strach. 6 Młodsi mężczyźni wstali, owinęli go, wynieśli i pogrzebali.
7 Około trzech godzin później weszła także jego żona, nie wiedząc, co się stało. 8 «Powiedz mi - zapytał ją Piotr - czy za tyle sprzedaliście ziemię?» «Tak, za tyle» - odpowiedziała. 9 A Piotr do niej: «Dlaczego umówiliście się, aby wystawiać na próbę Ducha Pańskiego? Oto stoją w progu ci, którzy pochowali twego męża. Wyniosą też ciebie». 10 A ona upadła natychmiast u jego stóp i skonała. Gdy młodzieńcy weszli, znaleźli ją martwą. Wynieśli ją więc i pochowali obok męża. 11 Strach wielki ogarnął cały Kościół i wszystkich, którzy o tym słyszeli.

3 komentarze:

Staszek Krawczyk pisze...

Wojtek:



Jak oceniasz Ananiasza?



Chciwiec? Ale czy nie był po prostu przedsiębiorczym, przezornym człowiekiem? Chciał zabezpieczyć przyszłość swoją i żony, może myślał o dzieciach?



Kłamca? Ale czy za kłamstwo Bóg zabija?



Bezbożnik i bluźnierca? Ale czy Bóg nie jest Miłością, czy nie wybacza?



Po kolei:



Niezupełnie o chciwość idzie w tej historii. Nawet jeżeli tak może wydawać się z pierwszych trzech wersów, to pytanie Piotra - zwłaszcza to skierowane do żony - wyjaśnia sprawę. Chodzi o coś, co dziś nazwalibyśmy fałszywą deklaracją majątkową: Ananiasz powiedział, że oddaje całe pieniądze otrzymane ze sprzedaży, podczas gdy faktyczna kwota była wyższa. Podobnie robi żona. Zatroskanie o pieniądze rzeczywiście cechowało Ananiasza - ale wydaje mi się, że nie na tym polegał jego grzech.



Czy rzeczywiście chodzi tu o kłamstwo? Tak mówi Piotr: "Nie ludziom skłamałeś, lecz Bogu". Ale czy rzeczywiście na tym kończy się sprawa? Z jednej strony tak: pierwszy Apostoł mówi o wystawieniu Boga na próbę. Ananiasz chciał mieć jedno i drugie: powodzenie w świecie i zalety płynące z Królestwa Niebieskiego. Ale z drugiej - dlaczego tego pragnie, dlaczego uważa, że jest to w ogóle możliwe? Wydaje się, że w tej historii zawiera się coś jeszcze.



Myślę, że przypadek Ananiasza to przykład niezrozumienia przesłania Chrystusowego. Pojawia się tu też szatan, co może przywodzić na myśl dwie inne historie z Ewangelii. Pierwszy to kuszenie Jezusa na pustyni - to, co pozornie mogłoby wydawać się uzasadnione okazuje się być bluźnierstwem. Drugi to opisane przez Mateusza wydarzenie, gdy Piotr odwodził Chrystusa od zapowiedzianej przez Niego Męki. To wtedy Jezus rzekł: "Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo myślisz nie na sposób Boży, lecz na ludzki" [Mt 16, 23]. Podobnie i Piotr widzi szatana w działaniu Ananiasza - myśli nie na sposób Boży, ale ludzki. Dlaczego jednak umiera? Może dlatego, że Duch Boży już się objawił i Ananiasz mógł rozumieć sens Zmartwychwstania i wiary, a mimo to postąpił za namową zła.



Możemy wskazać kilka podobnych historii, zarówno ze Starego, jak i Nowego Testamentu:



Historia bogatego młodzieńca, który odchodzi zasmucony, kiedy dowiaduje się, że aby wejść do Królestwa Niebieskiego musi uwolnić się od przywiązania do swojego majątku. Ananiasz, jak widzimy, nie potrafił tego i chciał "podstępem" wejść do wspólnoty Kościoła. Czy nie przypomina w tym nieco Szymona Maga, który sądził, że dar Boży można kupić? Ananiasz chciał tego dokonać pozornym ofiarowaniem bogactw.



Słowa Jezusa - "Nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie". Nie chodzi o odrzucenie wszelkich pieniędzy, o nienawiść wobec pieniądza, ekonomii i wszystkiego, co się z tym wiąże. To umiejscowienie tych dwu we właściwych miejscach - "mamona" może być środkiem do czynienia dobra, ale nie może być celem samym w sobie (lub tym, co się z nią bezpośrednio wiąże). Ofiary pierwszych chrześcijan wynikały z Miłości i oddania wspólnocie w Duchu Świętym.



W Starym Testamencie pojawia się też namiot spotkania, gdzie Izraelici wchodzili, by porozmawiać i spotkać się z Jahwe. Ci jednak, na których ciążyła wina, karani byli za bluźnierstwo śmiercią. Historia Ananiasza wydaje się podążać takim samym schematem.



Cóż zatem wynika z dzisiejszego czytania? Myślę, że można to krótko podsumować w tym, że Królestwo Boże i prawdziwą wspólnotę żywego Kościoła można osiągnąć niczym innym jak wiarą i miłością.

Staszek Krawczyk pisze...

Staszek:

Pierwszy raz w Dziejach czytamy o tym, jak do Kościoła wkrada się zło.

*

Na czym polegała wina Ananiasza i Safiry? Z pewnością nie na tym, że
nie oddali wspólnocie wszystkiego. Taki obowiązek nie istniał.
Grzechem jednak było oszustwo, którego się dopuścili. Co było jego
przyczyną? Chciwość? Może. Ale chyba przede wszystkim pycha. Chęć
wywyższenia się ponad innych, ponad tych, którzy nie oddali wszystkiego, co mieli (bo nie każdy z pewnością przeznaczył całe swe
dobro na potrzeby wspólnoty). Gdyby było inaczej, po cóż by było
cokolwiek zatajać? Trudno przecież podejrzewać, by za oddanie tylko
części majątku mogła grozić jakakolwiek kara.

Jeżeli istotnie błędem Ananiasza i Safiry była pycha, to nawet
wyzbycie się całego majątku nic by im nie pomogło. Bo "gdybym rozdał
na jałmużnę całą majętność moją, [...] lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał" (1 Kor 13, 3).

Miłość nie unosi się pychą.

*

Kara dla małżeństwa była surowa, bardzo surowa. Ale pojawiła się
groźba skażenia Kościoła fałszem u jego źródła. Odżyła wina pierwszych
ludzi, którzy również zgrzeszyli pychą i porzuceniem Boga. I podobnie jak wtedy, tak i teraz grzech wprowadziłby rozłam we wspólnocie. Narodziłoby się kłamstwo, a z nim nieufność i samotność. I to mógłby być dla Kościoła początek końca. Szybko zbliżały się bowiem dni, w których pierwsi chrześcijanie mieli być wystawieni na ciężką próbę.

*

Trudno jest przyjąć ten fragment Pisma Świętego. Zwróćmy jednak uwagę, że sam Łukasz także nie podaje wyjaśnienia. On to przeżył, mogły nim targać te same wątpliwości, które mamy dziś i my. Jednak nie stracił wiary, potrafił zaufać Bogu nawet wtedy, gdy było to trudne. I co więcej, nie zataił tego, czego sam (być może) nie umiał wytłumaczyć.Nie przykrawał Dziejów na swoją miarę.

Mogło też być inaczej. Mogło być tak, że Łukasz doskonale wszystko
rozumiał, ale nie intelektem, lecz zmysłem wiary. I pozostawił ten
tekst po to, aby został on przyjęty właśnie w ten sposób.

Tak czy inaczej, ta część Dziejów nie znalazła się w Biblii przypadkowo. Ona coś do nas mówi. Uczy, w jaki sposób wierzyć i żyć. I mówi o tym, że grzech prowadzi do śmierci. W tym wypadku nastąpiła ona natychmiast; w naszym życiu ten skutek się rozmywa, zapominamy o nim, usuwamy ze świadomości. I może czasem potrzebujemy tego, by nami
wstrząsnąć. Czy tego samego mogli potrzebować członkowie pierwszego
Kościoła?

*

Jest jeszcze jedna, ostatnia sprawa. Możemy wierzyć, że Ananiasz i Safira mieli jeszcze ułamek sekundy, gdy usłyszeli słowa Piotra. I ta chwila mogła wystarczyć, by zrozumieli swój błąd. Jak łotr na krzyżu. W Piśmie Świętym możemy przeczytać o ich śmierci, ale nie o potępieniu. Myślę, że ma to swoje znaczenie.

Staszek Krawczyk pisze...

Piotr:


Kościół otwarty jest dla wszystkich. Nikogo nie odrzuca. Jakże pogodzić to z tym, co się stało z Anananiaszem i Safirą?

Wystawili Ducha Pańskiego na próbę. Ale jak? Ukrywając część swoich pieniędzy? Nie w kwestii materialnej leży ich wina, ale w zepsuciu duszy. Kościół Chrystusowy musiał bardzo zyskiwać na popularności posród mieszkańców Jerozolimy (a pewnie i dalej). Trudno przecież pozostać obojętnym na liczne znaki i cuda, których dokonywali Apostołowie. Przystępowanie do wspólnoty było więc "w modzie".

Niektórzy wstępowali do niej z pobudek wyższych. Wcześniej mogliśmy przeczytać o Józefie zwanym Barnabą, który ofiarował wspólnocie wszystko co miał (a pewnie miał dużo, skoro wspomina się jego datek).

W opozycji do Józefa stoją Ananiasz i Safira. Niewątpliwie chcieli oni wstąpić do wspólnoty. Jednakże nie poznali, nie zrozumieli jej istoty.
Silnie przywiązani byli do starego porządku. (Kto władcą tego porządku był, jest oczywiste). Żal było rozstawać się z dorobkiem całego życia. Żal było rozstać się z interesem. Żal było rozstać się z pieniędzmi.

Przystąpić do kościoła chcieli zapewne dla tego, by innym się przypodobać. By zrobić to na pokaz. Jakże można przystąpić do wspólnoty mając nieoczyszczoną duszę? Podobnie jest z człowiekiem, który w stanie grzechu przystępuje do Komunii Świętej.

Była swego czasu (w średniowieczu) tradycja, iż ma dalekim wschodzie istniało Królestwo księdza Jana. Miało być ono założone przez samego apostoła Tomasza. Według przekazu w głównej świątyni znajdować się miała rzeźba apostoła, która w cudowny sposób podawała Ciało Chrystusa w trakcie Komunii. Kiedy jednak podszedł osobnik z grzechem w sercu, ręka zamykała się. A ów nieszczęśnik zabijany był za obrazę Boga.

Ananiasz i Safira obrazili Boga. Chcieli wykorzystać go do własnych celów, do zdobycia szacunku pośród ludu (takiego, jaki miał np. Józef Barnaba).

Szatan jest sprawcą grzechu, który prowadzi do śmierci cząstki Boskiej w nas. Wtedy nie jesteśmy w pełni ludźmi i życie nasze zanika. Grzesząc umieramy w Bogu, a Bóg w nas. Dlatego Ananiasz i Safira za grzech zapłacili własną śmiercią.