poniedziałek, 16 czerwca 2008

Dz 16, 11-15

11 Odbiwszy od lądu w Troadzie popłynęliśmy wprost do Samotraki5, a następnego dnia do Neapolu5, 12 a stąd do Filippi6, głównego miasta tej części Macedonii, które jest [rzymską] kolonią. W tym mieście spędziliśmy kilka dni. 13 W szabat wyszliśmy za bramę nad rzekę, gdzie - jak sądziliśmy - było miejsce modlitwy. I usiadłszy rozmawialiśmy z kobietami, które się zeszły. 14 Przysłuchiwała się nam też pewna "bojąca się Boga"7 kobieta z miasta Tiatyry7 imieniem Lidia, która sprzedawała purpurę. Pan otworzył jej serce, tak że uważnie słuchała słów Pawła. 15 Kiedy została ochrzczona razem ze swym domem, poprosiła nas: «Jeżeli uważacie mnie za wierną Panu - powiedziała - to przyjdźcie do mego domu i zamieszkajcie w nim!». I wymogła to na nas.

2 komentarze:

Staszek Krawczyk pisze...

Staszek:


Opowiadanie Łukasza nabiera nowych barw, kiedy zaczyna on pisać w liczbie mnogiej, ujawniając swój bezpośredni udział w drugiej podróży misyjnej Pawła. Nie jest to częsty przypadek w Nowym Testamencie, warto więc może poświęcić mu chwilę uwagi. W pewnym sensie możemy się dzięki temu poczuć jak ludzie, z którymi święty Łukasz bezpośrednio rozmawiał. Możemy dotknąć realności Pisma Świętego — tej realności i historyczności, która odróżnia naszą religię od mitów.

Chrześcijaństwo zawsze mocno tkwiło w historii, pokazując Boga, który działa w konkretnym czasie i przestrzeni, powołując prawdziwych ludzi, takich samych jak Ty i ja. Święty Łukasz znakomicie pokazuje tę historyczność Biblii — rozumianą nie jako dosłowna prawdziwość wszystkich możliwych szczegółów (np. liczba dni dzielących Zmartwychwstanie od Wniebowstąpienia ma przypuszczalnie charakter symboliczny), ale jako ukazanie miłości Bożej, która działa w każdym "tu" i każdym "teraz".

Często mówimy, że Pismo Święte nie jest podręcznikiem historii. Ale pamiętajmy, że jest jednak zapisem historii zbawienia. I słowo "historia" nie jest tutaj przypadkowe.

Staszek Krawczyk pisze...

Wojtek:


Dzisiejszy krótki fragment zdaje się nawet zabawny — Lidia, nowonawrócona i ochrzczona, zmusza Pawła i Sylasa, by zostali u niej w gościnie. "Wymogła to na nas", mówi Łukasz. W jaki sposób? Lidia nie prosiła usilnie, powołując się na ludzkie argumenty: zmęczenie uczniów, trudną drogę przed nimi, chęć ugoszczenia itd. Nie, prośba była dużo prostsza. Odwołała się do tego, co dla Pawła, Łukasza i Sylasa było najważniejsze — wiary i Boga. "Jeśli uważacie mnie za wierną Panu..." — nie mogło być przecież inaczej, skoro dopiero co została ochrzczona, a więc sakramentem przypieczętowano jej wiarę. Ale dopiero prośba przez Jezusa mogła się spełnić.

Być może właśnie to miał na myśli Chrystus, gdy mówił uczniom: "Proście, a będzie wam dane". Może niekoniecznie chodziło o zrzędzenie w nieskończoność, ale właśnie proszenie w imię Pana i w imię wiary. Wyobraźmy sobie dwie sytuacje:

1. Do naszych drzwi puka żebrak i prosi o jedzenie.
2. Do naszych drzwi puka żebrak i prosi, w imię Jezusa Chrystusa, o coś do jedzenia.

Czy któraś z nich nie jest wiarygodniejsza? Może także tego dotyczyły słowa Jezusa: "A o cokolwiek prosić będziecie w imię moje, to uczynię, aby Ojciec był otoczony chwałą w Synu. O cokolwiek prosić będziecie w imię moje, Ja to spełnię" [J 14, 13-14]. Taka sytuacja to obustronne zawierzenie Bogu — ze strony proszącego, bo zdaje się na łaskę Pana. Ze strony dającego zaś, przez którego działa Chrystus, spełnienie takiej prośby przez uczynienie dobra temu "najmniejszemu" to uczynienie dobra samemu Bogu.

Nie wahajmy się zatem czynić dobra, jeśli ktoś nas o nie prosi w imię Boże. Nie wahajmy się też prosić w imię Chrystusa, jeśli naprawdę jesteśmy w potrzebie. Przez to wszystko bowiem Ojciec wraz Synem zostają otoczeni chwałą.