sobota, 19 lipca 2008

Dz 19, 21-40

21 Po tych wydarzeniach postanowił Paweł udać się do Jerozolimy przez Macedonię i Achaję. - «Potem, gdy się tam dostanę, muszę i Rzym zobaczyć» - mówił. 22 Wysłał więc do Macedonii dwóch swoich pomocników, Tymoteusza i Erasta, a sam pozostał przez jakiś czas w Azji. 23 W tym właśnie czasie powstał niemały rozruch z powodu drogi . 24 Pewien złotnik, imieniem Demetriusz, dawał niemały zarobek rzemieślnikom przy wyrobie srebrnych świątyniek Artemidy8. 25 Zebrał ich razem z innymi pracownikami tego rzemiosła i powiedział: «Mężowie, wiecie, że nasz dobrobyt płynie z tego rzemiosła. 26 Widzicie też i słyszycie, że nie tylko w Efezie, ale prawie w całej Azji ten Paweł przekonał i uwiódł wielką liczbę ludzi gadaniem, że ci, którzy są ręką uczynieni, nie są bogami. 27 Grozi niebezpieczeństwo, że nie tylko rzemiosło nasze upadnie, ale i świątynia wielkiej bogini Artemidy będzie za nic miana, a ona sama, której cześć oddaje cała Azja i świat cały, zostanie odarta z majestatu». 28 Gdy to usłyszeli, ogarnął ich gniew i zaczęli krzyczeć: «Wielka Artemida Efeska!» 29 Zamieszanie objęło całe miasto. Porwawszy Gajusa i Arystarcha, Macedończyków, towarzyszy Pawła, ruszono gromadnie do teatru9. 30 Gdy zaś Paweł chciał wmieszać się w tłum, uczniowie mu nie pozwolili. 31 Również niektórzy z azjarchów10, którzy mu byli życzliwi, posłali do niego z prośbą, by nie udawał się do teatru. 32 Każdy krzyczał co innego, bo zebranie było burzliwe, wielu nie wiedziało nawet, po co się zebrali. 33 Z tłumu wypchnięto Aleksandra, bo go wysuwali Żydzi. Aleksander, dawszy znak ręką, chciał się usprawiedliwić przed tłumem11. 34 Gdy jednak poznali, że jest Żydem, ze wszystkich [ust] podniósł się jeden krzyk i prawie przez dwie godziny krzyczeli: «Wielka Artemida Efeska!».
35 Wreszcie sekretarz12 uspokoił tłum i powiedział: «Efezjanie, czyż istnieje człowiek, który by nie wiedział, że miasto Efez oddaje cześć wielkiej Artemidzie i posągowi, który spadł z nieba? 36 Temu nie można zaprzeczyć. Dlatego winniście zachować spokój i nic nie czynić pochopnie. 37 Przywiedliście bowiem tych ludzi, którzy nie są ani świętokradcami, ani też nie bluźnią naszej bogini. 38 A jeżeli Demetriusz i jego rzemieślnicy mają sprawy przeciw komuś, to na rynku odbywają się sądy, są też prokonsulowie13, niechże jedni drugich oskarżają. 39 A jeżeli czegoś więcej żądacie, rozstrzygnie się na prawnie zwołanym zebraniu. 40 Grozi nam bowiem oskarżenie o dzisiejsze rozruchy, gdyż nie ma żadnego powodu, którym moglibyśmy wytłumaczyć to zbiegowisko». Po tych słowach rozwiązał zebranie.

2 komentarze:

Staszek Krawczyk pisze...

Staszek:


Dzisiejszy podrozdział ujawnia istotny aspekt historii Kościoła. Otóż chrześcijanie wielokrotnie bywali oskarżani o chęć zburzenia istniejącego porządku społecznego; używając dzisiejszej terminologii, moglibyśmy powiedzieć, że uważano ich za rewolucjonistów. Pamiętamy z Ewangelii według świętego Jana, że Piłat ugiął się pod naciskiem arcykapłanów dopiero wtedy, gdy udało się im przedstawić Jezusa jako politycznego przeciwnika Cezara. Można by wręcz powiedzieć, że Chrystus został skazany jako wichrzyciel polityczny. Zbliżony sposób pojmowania chrześcijaństwa przedstawia obecnie teologia wyzwolenia.

Tymczasem cel pierwszych uczniów Nazarejczyka był całkiem inny. Jezus mówił, że trzeba oddać Bogu to, co Boskie, a cesarzowi, co cesarskie. Święty Paweł pouczał, aby nie dawać żadnego pretekstu, który pozwoliłby myśleć o chrześcijanach jako awangardzie zmiany polityczno-społecznej i zapomnieć o transcendentnym wymiarze ich wiary*. Stąd idea posłuszeństwa wobec panującej władzy i porządku społecznego — ale tylko dopóty, dopóki nie oznacza to rezygnacji z głoszenia Dobrej Nowiny.

Właśnie stąd biorą początek zamieszki w Efezie. Uczniowie nie zwracają uwagi na handel świątyńkami Artemidy, mimo iż mogą się spodziewać, że ich wystąpienia zagrożą społecznej i gospodarczej pozycji rzemieślników. Mówienie prawdy o Jezusie jest znacznie istotniejsze od zważania na bieżącą sytuację ekonomiczno-polityczną. Jest także ważniejsze od bezpośrednich prób jej zmiany. Pamiętacie, co powiedział Jan Paweł II podczas pielgrzymki do Polski w 1979 roku? "Niech zstąpi Duch Twój i spali żywym ogniem tych perfidnych komunistów?". Nie. "Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi". To jest różnica.

Dwa wnioski zatem. Po pierwsze, nie należy się zbytnio zastanawiać nad ekonomicznymi czy politycznymi następstwami mówienia prawdy o Chrystusie; trzeba po prostu głosić Dobrą Nowinę, a resztę pozostawić Bogu**. Po drugie, pragnienie dokonania zmian w tym świecie — samo w sobie często bardzo słuszne i zrozumiałe — nigdy nie powinno nam przesłonić prawdziwego Królestwa Bożego, do którego zmierza się całkiem inną drogą.



* Warto sięgnąć po tekst o. Jacka Salija OP "O pochodzeniu władzy od Boga": http://angelus.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=3112&Itemid=691 .

** Nie musi to jednak oznaczać wystawiania się na pewną śmierć. "Gdy was będą prześladować w tym mieście, uciekajcie do innego" (Mt 10, 23). Można interpretować te słowa na różne sposoby, jeden z nich jest następujący: Bóg nie od każdego oczekuje heroizmu.

Staszek Krawczyk pisze...

Wojtek:


Czytając pobieżnie powyższy fragment Dziejów, można odnieść wrażenie, że jest on niewiele znaczącą wstawką historyczną, która zakończyła się równie prędko, jak zaczęła. Czyż nie chodzi o kult Artemidy, antycznej greckiej bogini, której imię znamy dziś już tylko z mitologii? Czy Demetriusz wraz ze swoim cechem rzemieślników nie jest jedynie wzmianką, wpisaną w Dzieje z kronikarskiego obowiązku?

Warto zastanowić się, co oznaczają słowa Demetriusza. Po pierwsze, obawia się on, że nauki Pawła ujemnie wpłyną na sprzedaż jego wyrobów. Jest to o tyle naturalne, że każdy handlarz dba o popyt na swoje produkty. Trudno mu w tym sensie coś zarzucić — troszczy się przecież tym samym o zarobek własny i swoich współpracowników. Po drugie, mówi o Pawle jako o wichrzycielu tradycyjnych wartości i wierzeń. Nic dziwnego, że zyskuje poparcie — przecież zamieszanie i zgromadzenie na stadionie wynikło z tego właśnie, że tak wielu mieszkańców podzielało jego zdanie. Każdy z nich obawiał się "gadania", które burzyło to, co stare i znane, a przynosiło coś nieznajomego i odmiennego. Każdy z nas przecież byłby zaniepokojony, gdyby ludzie wokół niego zmieniali nagle swoje poglądy, życie i wiarę. Widzimy, że w tym przypadku to Dobra Nowina stanowiła obcą naukę, która podkopywała ustanowiony od wieków porządek, prawda?

Punkt widzenia przedstawiony we fragmencie powyżej nie może cechować człowieka wierzącego, a tym bardziej katolika. Wiara nasza opiera się przecież na, zabrzmi to paradoksalnie, wierze, że Chrystus był Synem Bożym i Jego nauka jest prawdziwa. Na uznaniu, że to przez tę wiarę i uczynki zgodne ze Słowem Bożym prawdziwie oddajemy cześć jedynemu Bogu. Ale na tym nie koniec: logicznym następstwem jest świadomość, że nie można się zgadzać na zachowania sprzeczne z tym, w co wierzymy ani akceptować jakiejkolwiek innej wiary i bogów jako "równoważnych". I to właśnie dlatego Demetriusz słusznie martwił się o swój interes — pierwsi chrześcijanie zapewne dobrze rozumieli, że wiara ma z kompromisem niewiele wspólnego. I to właśnie dlatego Kościół Katolicki był od samego początku przedstawiany jako niechętny światu — bo wartości świata często dalekie są od wartości Kościoła. "Jak długo byliśmy nieletni, pozostawaliśmy w niewoli żywiołów tego świata. Gdy jednak nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty, [...] abyśmy mogli otrzymać przybrane synostwo".