niedziela, 30 marca 2008

Dz 1, 12-14

12 Wtedy wrócili do Jerozolimy z góry, zwanej Oliwną, która leży blisko Jerozolimy, w odległości drogi szabatowej. 13 Przybywszy tam weszli do sali na górze i przebywali w niej: Piotr i Jan, Jakub i Andrzej, Filip i Tomasz, Bartłomiej i Mateusz, Jakub, syn Alfeusza, i Szymon Gorliwy, i Juda, [brat] Jakuba. 14 Wszyscy oni trwali jednomyślnie na modlitwie razem z niewiastami, Maryją, Matką Jezusa, i braćmi Jego.

3 komentarze:

Staszek Krawczyk pisze...

Piotr:

Oto zaczynają się dzieje Kościoła. Jezus odszedł, i nie przysłał jeszcze Parakleta. (O istocie Ducha Świętego pisał Wojtek w komentarzu do Dz 1, 1-11). Kościół zaczyna się od grupy jedenastu apostołów, Maryi i kilku uczniów nie znanych z imienia.
Chrześcijanin rozpoczyna swoją edukację od poznania (w mniejszym lub większym stopniu oczywiście) nauk Jezusa, ale to dopiero dary i łaski Ducha Świętego, które spływają na nas za sprawą Sakramentu Bierzmowania, pozwalają na pełne rozumienie Dobrej Nowiny; tak i uczniowie czekają na Parakleta, dzięki któremu otrzymają Jego moc i oświecenie duszy i umysłu.

Teraz jednak są (a właściwie czują się) opuszczeni. W sytuacji wielkiej niepewności (a odejście Pana na pewno ową niepewność wywołało) pozostaje tylko zawierzyć się Bogu. I to właśnie czynią apostołowie i reszta: "wszyscy oni trwali jednomyślnie na modlitwie".

Bóg nie opuszcza nikogo. Czeka na każdego z nas. Wystarczy tylko (i aż) się do Niego zwrócić. Apostołowie już wkrótce mieli się o tym przekonać.

Staszek Krawczyk pisze...

Staszek:

Gdy odchodzi ktoś, kto jest nam bardzo bliski -- matka, ojciec, żona, mąż, brat, przyjaciel -- zawsze czujemy smutek. Tym odejściem nie musi być śmierć; to może być również dłuższy wyjazd. Wyobraźmy sobie, że ten, kogo kochamy, oznajmia, że już jutro wyjeżdża na drugą stronę globu. Owszem, wspominał o tym wielokrotnie, ale nie dopuszczaliśmy do siebie myśli o jego odejściu. A teraz musimy się z nim zmierzyć.

Pożegnanie. Ostatnie chwile spędzone z tym, kto odchodzi. "Kiedyś wrócę", mówi, "ale nie mogę Ci jeszcze powiedzieć -- kiedy". Potem jeszcze długo patrzymy na oddalający się statek, samochód, pociąg, samolot.

Właśnie w takiej sytuacji znaleźli się teraz Apostołowie. Otrzymali od
Jezusa wiele obietnic, Chrystus tchnął na nich w wieczerniku, wiedzą, że wkrótce ma do nich przyjść Duch Święty... Ale mimo wszystko przeżywają Jego odejście jak utratę. Są ludźmi, jak każdy z nas. Stracili swojego Oblubieńca i nie wiedzą, kiedy powróci. Zmartwychwstał, ale teraz nie ma Go z nimi. Przeżywają trudny czas
między utratą a pocieszeniem. To dlatego "uporczywie wpatrywali się w Niego, jak wstępował do nieba" (Dz 1, 10). Czy można ich za to winić?

Dokąd jednak idą Apostołowie? Czy każdy z nich udaje się do swego
domu? Nie, w żadnym razie. Idą na wspólną modlitwę. Będą w niej trwać
jednomyślnie przez długi czas, zgromadzeni "razem z niewiastami,
Maryją, Matką Jezusa, i braćmi Jego". Właśnie taki jest początek
Kościoła w Jerozolimie. Wspólne przeżywanie tego, co tak ważne, tej
tak bolesnej, tak osobistej utraty.

Potem przyjdzie wiele radości, którą znowu będą przeżywać we
wspólnocie. Ale jeszcze nie teraz. Pocieszyciel jeszcze nie został im
dany. Trwają w modlitwie, w ciszy i skupieniu. Czekają. Przeżywają to,
co pojmują po ludzku jako bolesną utratę. Ale chociaż Jezus już
odszedł do Ojca, a Duch Święty dopiero przyjdzie -- nie są sami. Są zjednoczeni. Są razem. Żaden z nich nie jest sam.

Żaden z nich nie jest sam.

Staszek Krawczyk pisze...

Wojtek:

Czy mamy do czynienia z pierwszą próbą nowego Kościoła? Wcześniej, kiedy ich Nauczyciel został skazany na śmierć, uczniowie rozpierzchli się, a Piotr, który był z Nim, wyparł się Go. Teraz, umocnieni już wiarą w zmartwychwstanie, ufają i modlą się, choć nie rozumieją jeszcze wszystkiego. Modlą się - zapewne o wiarę o wytrwałość w smutku, jaki ich ogarnął. Ponownie przecież zostali sami. Wcześniej radowali się, gdyż "Pan młody" był z nimi. Teraz uczta weselna się skończyła. Dana im próba jest ponownie próbą wiary - tym razem jednak są silniejsi, gdyż nawzajem się wspierają i wspólnie modlą. To jest właśnie siłą Kościoła.